Wyszłam na spacer ( czas ferii zimowych na wyjeździe ) bez celu, wybrałam kierunek bez ścieżek, prawie bez ,bo pojawiał się i znikał na początku. Kiedy weszłam między drzewa tuż za laskiem brzózek poczułam,że przeszłam przez bramę do zaczarowanej krainy. I od teraz będę szła kierowana potrzebą serca, jego impulsem. A to oznacza rezygnację z utartych szlaków.
Wydawało się, że nic ciekawego się nie zdarzy. A tu lasek modrzewiowy, a tu polaneczka gdzieś a za nią mur z krzaków pełnych kolców. Poszłam mimo wszystko przez zasieki idąc na przód. Zaskoczyło mnie,że znalazłam kamyk,tai kwarc. Zapytałam czy mogę go wziąć oczywiście Przyszła mi myśl, że kiedy znajdę inny ten zostawię a wezmę następny.
I tak od kamyka do kamyka,od drzewa do drzewa weszłam w las , gdzie przede wszystkim świerki królowały. Pod jednym z nich w ziemi był kamyczek. Bardzo mi się spodobał taki biały, z wzorkiem otulony ziemią tuż przy drzewie. Poczułam się szczęśliwa. Zostawiłam przy nim kamyczek niesiony w dłoni.
Zawiał wiatr,zaszumiały gałęzie wysoko w koronach drzew i ten dźwięk przywiódł mnie do gromadki,otaczającej maleńką przestrzeń polaneczki. Zasłuchałam się w tę pieśń śpiewną przez drzewa i wiatr, zapatrzyłam w górę. I nagle coś ujrzałam, cień przemknął za drzewami. Stojąc cicho zaczęłam szukać i znalazłam, kilka małych dzików. Nie czekałam na lochę, zwiałam pod drzewa i przyczajona obserwowałam co się dzieje. Miałam troszkę stracha nie powiem ale zwierzęta poszły w lewo a ja w prawo. Bardzo chciałam pójść prosto, tam chciałam dotrzeć do ciekawego zakątka. Ale wybrałam inną drogę, byłam trochę zrezygnowana i bardzo czuła na hałasy z lasu. I szłam ku brzegowi lasu, który miał zakończyć moją wycieczkę i powrót miedzą i polami. I ten koniec mnie zaskoczył.
Spotkałam głazy, kamienie ciemne a w nich wrośnięte piękne białawe kwarce. Nie widziałam takiego cuda nigdy w życiu. Tutaj się wyciszyłam, otworzyłam na to, co chwila ze sobą niosła, nie analizowałam, tylko zanurzyłam w tej obecności, zniknęłam w niej. Dla mnie są zachwycające 🙂
Moja dłoń dotknęła kamienia, poczułam miękką mokrą gąbeczkę mchu, to sprawiło że spojrzałam w to miejsce. No zobaczyłam przecudną Bużkę, poczułam jakbym spotkała przyjaciela. Uwielbiam go 🙂
Nie mogłam się oprzeć 🙂 :*
I jak ja nie mogłam to i moi cisi podróżnicy też nie mogli tym razem. Jak nigdy przypomniałam sobie, że są ze mną. I że chcą być na skale, więc bez zdjęcia się nie obeszło.
Rozmyślałam nad tą moją drogą. Doszłam do wniosku że dobrze jest spodziewać się niespodziewanego odpuszczając sobie trzymanie się kurczowo swoich wizji. Bywa, że wyobrażenie, marzenie jest tylko „chceniem” i jeśli trzymamy się tego, tracimy z oczu rzeczywistą potrzebę serca,bo skromna i nie tak kolorowa czasem, jakby się chciało.
Tak jak ze ścieżką, gdy czujemy że musimy z niej zejść dla naszego dobra, nie wiedząc czemu. To budzi wielkie emocje czasem taka rezygnacja, oddanie steru nie umysłowi lecz sercu. I nawet oddawanie się sercu też trzeba zrozumieć, bo ono nie bywa takie jak sobie wyobrażamy więc wymaga poznania w sobie i to głębokiego.
I nad tym rozmyślałam, żebym mogła widzieć i czuć te potrzeby serca, być w zgodzie z nimi, mieć zrozumienie. To taka nieznana znana ścieżka, tu nie ma szlaku, wytycznych. Tu odkrywa się prawdę o sobie, mierzy z własnymi wyobrażeniami, wzorcami i nawykami. I jeśli nauczymy się słuchać podszeptów serca zaczniemy czuć, że idziemy drogą w zgodzie ze sobą, nawet jeśli chwilowo nikogo z nami nie ma, to nie jesteśmy sami. Świat przemawia obrazami, serca hologramami rzutowanymi na zewnątrz. Wszystko mówi, to tylko kwestia właściwego odbioru. I ufności, że to ma sens, że niesie prawdę wyzwolenia z ograniczenia a nie dobicia nas.
W każdym spotkaniu jest pełen miłości pierwiastek boski, mądrość i światło zrozumienia; duszy odsłonienia i scalenia w Jedno, co było rozdzielone i brakiem miłości ziało teraz wypełniło się blaskiem. To jest nagrodą, oświecenia duszy które do Ducha wiodą różnymi ścieżkami, drogami bez dróg sercem widzianych, sercem odczuwanych.